Jestem katoliczką od urodzenia. Wychowana zostałam w duchu wiary katolickiej, na tyle ile moi rodzice mogli to zrobić. Może nie idealnie, może z problemami i słabościami swoimi, ale przekazali mi to co najważniejsze – Miłość do Pana Boga.

Tak naprawdę przeszłam długą drogę, by dotrzeć tu gdzie jestem. Odkąd Duch Święty mnie natchnął, zalał mnie swoją miłością – dosłownie i w przenośni –  i w końcu pokazał mi czym powinnam się zająć, jakie pasje rozwiajać, czego nauczać, czego bronić, a co porzucić –  odtąd zaczęłam w pełni żyć.  Zaczęłam podporządkować swoją wolę, woli Bożej, gdyż tylko wtedy moje życie nabiera sensu. Wcześniej robiłam wiele rzeczy, które raczej były tylko moją wolą, aniżei wolą Bożą. Nie ze wszystkim tak było, jednakże wielokrotnie. Żyłam po swojemu, nie zauważając swoich prawdziwych talentów danych mi od Boga. Już tylu znaków doświadczyłam jeśli chodzi o  obecność i miłość Boga do mnie [mówię tutaj nawet o sytuacjach trudnych, cierpieniu, chorobach], że choćby nie wiem kto co mi mówił, jak bardzo się ze mnie śmiał, czy jak bardzo udowadniałby mi, że Boga nie ma, to ja będę stanowczą ręką bronić Go i Jego nauczania po kres mojego życia. Przynajmniej ufam, że tak będzie i będę robić wszystko, by tak czynić.

Nawiązując do tytułu artykułu, w osatnim czasie dużo zastanawiałam się nad kwestią wiary i mówieniu o niej w czasach, w których przyszło nam żyć. W czasach, kiedy nie jest modne bycie katolikiem, czy opowiadanie się przeciwko nowoczesnym dewiacjom. Dziś wielu krytykuje kościół, odsuwając się od niego. Dotyczy to także tzw. wierzących katolików, którzy otwarcie przyznają, że lepsi są ci co nie chodzą do Kościoła, niż ci co chodzą. Szkoda tylko, że ci wierzący, nie mają pojęcia po co “chodzi się” do Kościoła, jaka jest istota wiary katolickiej, kto jest założycielem Kościoła itd. Owszem, Kościół zmaga się dzisiaj z wieloma problemami, widać to nawet w samym Watykanie przyglądając się choćby ostatniemu Synodowi Amazańskiego który oficjalnie wpuścił do kościoła bałwochwalcze bożki w postaci Pachamamy, ale to nie powód, by zrzucać cały balast nienawiści, obojętności i pogardy do Kościoła i kapłanów. 

Istotą dzisiejszej wiary według mnie jest to, czy człowiek poznał w swoim sercu miłość, którą darzy nas sam Bóg. Jeśli nie, to wiara taka człowieka jest słaba, czysto teoretyczna albo żadna. Jeśli człowiek nie poznaje Boga, nie żywi się Jego słowem i nie podąża za Jego słowami, to wiara słabnie, idzie bardziej ku ciemności, niż światłości, a to uzewnętrznia się prędzej czy później w człowieku. Odkąd ja, w wieku 33 lat doznałam łaski poznania miłości Bożej, to mam zupełnie inny obraz i nastawienie do Kościoła jako wspólnoty i tzw. instytucji. Kiedyś popełniałam dokładnie te same błedy co inni katolicy – katolicy tylko z teorii. Krytykowałam Kościół, księży, nie zgadzałam się częściowo z ich nauką, wręcz szatan systematycznie mnie od niego odsuwał. Dzięki Bogu ujrzałam prawdę, przestałam być ślepa i znowu jestem po tej jaśniejszej stronie, choć cały czas walka trwa. I trwać będzie po kres mojego życia, bo jak wiadomo, żaden człowiek nie jest zwolniony z pokus szatańskich, ze skłonności do grzechu, który oddala nas po prostu od Boga. 

Każde nawrócenie jest inne. Słuchałam wielu świadectw ludzi nawróconych i każdy miał swoją historię. Ja mojego nawrócenia doznałam stopniowo, przez Matkę Najświętszą. To ona pokazała mi jak kochać Boga. Bóg pokazał mi moją nędzę, moją grzeszność, moje i innych upadki. Od tego momentu umiem rozeznawać ludzi, którzy naprawdę kochają i ufają Bogu, a którzy nie – mimo, że zarzekają się, że Boga kochają z całego serca. Widzę to, co inni mówią, z perspektywy siebie sprzed nawrócenia. Dałam się omamić szatanowi, choć Bóg cały czas był ze mną i czuwał przy mnie, czekając na jedno moje westchnienie. Jedną prośbę do Niego z serca płynącą. W końcu przyszła ta chwila. Od tego momentu, kiedy Bóg dał mi siłę, nie wstydzę się mówić o wierze, o Matce Bożej, o Jezusie. Wiem, że muszę to robić, szczególnie mówić o Bogu ludziom, którzy nigdy Go nie poznali, albo o Nim zupełnie zapomnieli w sercu. 

To co piszę, być może jest trudne do pojęcia ludziom, którzy tego nie czują, którzy nie doznali łaski nawrócenia. Zauważyłam to udzielając się choćby w mediach społecznościowych na temat wiary katolickiej, a co nie spotkało się u wielu ze zrozumieniem, a wręcz traktowano mnie z nienawiścią i największą pogardą, jakbym komuś w czymś szkodziła wierząc po prostu w Jezusa i mając odwagę się do tego przyznać. Mało, choć coraz więcej ludzi ma odwagę o tym mówić, choć wielu z nas wciąż się boi. Boi się pewnie z powodu wyśmiania, z braku argumentów, z obawy, że nie zdoła sensownie odpowiedzieć osobie, która nie wierzy w nic, tak aby uwierzył. Też kiedyś nie miałam tej odwagi, bo nie miałam też wiedzy. Interesowały mnie wszystkie książki, byleby nie te, które pogłębiają wiarę, dzięki którym poznajemy Jezusa i Maryję, choćby z objawień wielkich mistyków. Jakoś tak szatan robił wszystko, bym zajmowałam się wszystkim, tylko nie pogłębieniem mojej wiary. Moja wiedza była na poziomie Pierwszej Komunii Świętej…..i na takim poziomie pozostała długo.. A wiesz, żeby kogoś naprawdę pokochać, to trzeba go znać. W związku z tym, polecam  każdemu – zanim wyda jakiś osąd – przeczytanie Pisma Św., szczególnie Nowego Testamentu, książek wielkich mistyków i świętych : Ojciec Pio, Katarzyna Emmerich czy choćby dzienniczek Św. Faustyny lub Alicji Lenczewskiej, którym Pan Jezus nakazał spisywać wszystko, co do nich mówił, po to aby dotarły Jego słowa na cały świat. 

Iluż z nas interesuje się pogłębieniem swojej relacji z Bogiem? Kto dziś ma na to czas w tak zabieganym świecie? Dzisiejszy człowiek obwinia za swoje problemy albo Boga, albo kogoś innego, albo siebie – nie zastanawiając się co jest źródłem jego “nieszczęścia”. Czasem Bóg przychodzi do nas w postaci rozwalonego małżeństwa, nieuleczalnej choroby czy utraty kogoś bliskiego, po to tylko, ażeby uratować nas od wiecznego potępienia. Po to, aby okazać nam jak bardzo nas kocha i jak bardzo chce nas mieć tam, w górze, w swoim Królestwie. Gdyby każdy katolik rozumiał sens cierpienia, sens przebaczenia drugiemu człowiekowi, sens modlitwy czy pokuty, to myślę, że nie musiałabym tłumaczyć takiemu katolikowi prostych prawd, które dał nam Bóg. Myślę, że jeśli ktoś chce, wyraża wolę, aby Bóg do niego przyszedł, to przyjdzie, bo na każdego z nas czeka. Wystarczy otworzyć serce, uniżyć się i wyznać swoją nędzę i przeprosić, a Bóg nam przebaczy. Od tego czasu gwarantuję, że życie się zmienia. Nie jest może lżejsze, ale lepsze, bo wiesz, że Bóg jest z Tobą zawsze i wszędzie, bez względu na sytuację zastaną w życiu…. 

Pamiętaj, Bóg jest miłosierny i możesz to miłosierdzie wykorzystać, póki masz czas. Tam po drugiej stronie, nic już nie będziesz mógł/mogła zrobić. Będzie tylko Sąd Boży – sprawiedliwy Sąd. Ratuj się więc, póki możesz i przyznawaj do Jezusa przed innymi, żeby On kiedyś przyznał się do Ciebie przed Swoim Ojcem w Niebie. 

Znalezione obrazy dla zapytania: jezus zdjęcie"
Zdjecie Pana Jezusa zrobione przez brata Elia
Cataldo 

Pokój niech będzie z Tobą!