Żyjemy w czasach, w których zło nie jest już złem, grzech nie jest grzechem. Ludzie są coraz bardziej zachwyceni tym co świat im daje, ale w tym całym zaślepieniu,  dążą ku swojej duchowej śmierci. Coraz więcej ludzi popada w samozachwyt, egoizm i materializm. Coraz mniej obchodzą ich inni, odsuwają się od tzw. “toksycznych” ludzi, coraz bardziej wierzą w “SIEBIE” pomijając przy okazji TEGO, który nas, ludzi stworzył i dał nam to co najcenniejsze, czyli życie.  Tu zadaje sobie pytanie: Dokąd zmierza dzisiejszy świat? Czy ludzie w końcu oprzytomnieją, zaczną samodzielnie myśleć, zaczną wierzyć w wyższe wartości, czy może wciąż będą podążać za swoim egoizmem i próżnością tego tzw. nowoczesnego świata?

“Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony.” Łk 14, 11

Już od jakiegoś czasu, mam nieodparte wrażenie, że współczesny człowiek – zabiegany, przesycony informacjami, nie mający zupełnie czasu na chwilę refleksji nad swoim życiem – jest coraz mniej szczery, coraz mniej prawdomówny i jest coraz mniej sobą. Brak dziś ludzi bezinteresownych, którzy nie oceniają drugiego pochopnie i nie wtrącają się na siłę w czyjeś życie. Brak dziś pokory i cichości w ludziach. Dominuje natomiast pycha, arogancja i zatwardziałość serc, tzw. znieczulica na wszystko i wszystkich. Ludziom ciężko przebaczać, znosić cierpienie i kochać nawet największych wrogów. Idziemy natomiast za tym, co nam świat mówi. Dominuje dziś domena, by robić wszystko, aby być tu na ziemi szczęśliwym, zdrowym i spełnionym – za wszelką cenę (!).  Psycholodzy i książki psychologiczne mówią nam wyraźnie i głośno, by odcinać się od ludzi toksycznych i skupić się przede wszystkim na spełnianiu przede wszystkim NASZYCH pragnień, by myśleć jak najwięcej o sobie i swoim szczęściu, bo przecież wszystko to nam się należy (!). Należy się, no bo przecież po to tu żyjemy na świecie, by osiągać jak najwięcej i być szczęśliwym, nie bacząc na skutki i konsekwencje swoich czynów (pomijając opcję istnienia życia wiecznego i zbawienia). Ale czy tak chce nasz jeden i prawdziwy Bóg? Czy takich nas właśnie zaprojektował? Czy aby nie nakazał nam zaprzeć się samego siebie i iść za Nim? Czy aby nie mówił, że przez cierpienie możemy osiągnąć zbawienie? Czy nie mówił, by miłować bliźniego jak siebie samego?

Dzisiejsza, postępująca ewangelia sukcesu ukierunkowuje ludzi na tor, który prowadzi ich do własnej zagłady. Ponieważ mamy wolą wolę, którą nam sam Bóg podarował, to korzystamy z niej według swoich potrzeb i upodobań, pomijając w tym często wolę naszego Ojca. Ci, co nie poznali miłości Boga, którzy Go w ogóle nie znają, albo od Niego już dawno odeszli, można powiedzieć, że są zupełnie nieświadomi swojej nędzy i grzeszności. Im człowiek bardziej oddala się od Boga, tym bardziej grzech staje się dla niego czymś dobrym, właściwym jak na te czasy. Wiem co mówię, bo sama żyłam w takiej bańce mydlanej przez wiele lat – do momentu, aż Bóg do mnie przyszedł i dał mi poznać, jak bardzo  kocha mnie i każdego z nas.

Doszłam do wniosku, że jeżeli człowiek ogólnie żyje na tzw. swój rachunek, wierząc tylko sobie, swojej intuicji, czy podświadomości, a pomija w tym wszystkim Boga, to nic, zupełnie nic co mamy tu na ziemi nie przyniesie takiemu człowiekowi szczęścia. Taki człowiek prędzej czy później popada w stany lękowe, depresyjne, szuka non stop jakiś bodźców, jak spełnianie swoich pasji, podróżowanie, spotykanie się z ludźmi, imprezowanie, lub ucieczka w zupełną skrajność, jak alkoholizm,  narkotyki czy rozwięzłość seksualna.  

Człowiek bez Boga, nie jest sobą. Udaje kogoś innego, by dopasować się do współczesnego świata. Nie szuka autorytetu w Bogu i nie idzie za Jego naukę, więc podąża swoją drogą. Człowiek nigdy nie może stać się doskonały bez Boga, bo zakłamuje obraz samego siebie. Udaje przed sobą lub innymi kogoś kim nie jest.  Wzoruje się na pseudo autorytetach, podatny jest na światopogląd artystów,  celebrytów nie szukając w tym wszystkim głębi, prawdy i przede wszystkim siebie. Siebie, tego autentycznego  i szczerego. Jeśli człowiek nie żywi się Słowem Bożym na co dzień, nie ma w sobie życia. Dla człowieka małej wiary lub zupełnie nie wierzącego jest to abstrakcja, fanatyzm, lub teoria wymyślona przez ludzi w średniowieczu. Taki człowiek nie rozumie, że ludzie wierzący nie wierzą w teorie wymyślone przez ludzi, ale sami spotkali Boga na swojej drodze, który zagościł ostatecznie w ich sercu. Tak jak sam Pan Jezus powiedział: człowiek nie jest w stanie tego pojąć rozumem, a jedynie sercem. Kto więc ma nieczyste serce, nie zrozumie.

Największa mądrość tu na ziemi, jest największą głupotą, w porównaniu do mądrości Boga. 

  Reasumując poruszony przeze mnie temat, jestem zdania, że to my musimy być przykładem naturalności, prawdziwości, uczciwości i prawdziwej miłości pochodzącej od Boga, inaczej najpiękniejsze słowa, nie będą wiarygodne. To właśnie swoim życiem powinniśmy świadczyć o  Jezusie i o Jego nauce. Powinniśmy jednocześnie o Nim mówić i o Nim przypominać, bo taki jest przecież nasz obowiązek religijny , jeśli oczywiście jesteśmy prawdziwie i głęboko wierzącymi katolikami.  Jeśli wierzę w to, że Bóg zawsze powinien być na pierwszym miejscu, zawsze i wszędzie, to mówienie o Nim przychodzi z łatwością i wielką odwagą. Miejmy odwagę bronić Jezusa i działać tak jak On chce tego od nas. Nie bój się, On Cię poprowadzi, jeśli tyko Go o to poprosisz.

Niech Cię Pan Bóg błogosławi! 🙂  Do następnego posta! 🙂

Natalia Kostrzewa